Jest już kilka relacji z Nowej Zelandii, teraz pora na mnie. Wyjazd do kraju ptaka Kiwi planowaliśmy od kilku miesięcy. Po dograniu terminów (praca moja i żony a także ferie dziecka) wybór padł na konkretny zakres dat 6-19 lutego. Z racji niewielkiej ilości czasu chcieliśmy ten czas spędzić jak najintensywniej się da. Plan zakładał pokonanie około 4000km wynajętym samochodem na obu wyspach.
Do nowej Zelandii lecieliśmy trasą: Kraków-Frankfurt-Singapur-Christchurch. Pierwszy segment wykonywała Lufthansa, pozostałe Singapore Airlines. Powrót to Auckland-Singapur-Monachium-Kraków, również SQ w mariażu z LH. Trasę udało nam się spiąć na jednym bilecie w sensownym wymiarze czasowym (około 30h z Krakowa do NZ). Dodatkowo zakupiliśmy lot Nelson-Auckland w Air New Zealand, realizowany przez Mt.Cook Airlines - to taki ichniejszy Eurolot
;). Podróż przebiegła bez żadnych nieprzewidzianych atrakcji. Singapore brzydko maluje samoloty więc nie pokaże zdjęć. Tyle tytułem wstępu.
Dzień 0 8 lutego lądujemy w Christchurch. To nawiększe miasto na Wyspie Południowej. Mieszka tam prawie 400 tysięcy ludzi (czyli 40% populacji całej wyspy). Nasz samolot jest na miejscu tuż przed południem lokalnego czasu. Lotnisko jest raczej małe, coś jak Kraków, ale ma fajny klimat. Wszędzie zdjęcia atrakcji turystycznych wyspy południowej. Około godzinę zajmuje przejście Immigration, gdzie po bardzo krótkiej pogawędce o nadciśnieniu tętniczym miły Pan powitał nas na nowozelandzkiej ziemi.
Po odebraniu kluczy do auta, pakujemy bagaże i udajemy się w kierunku Akaroa. Witają nas wszędobylskie w Nowej Zelandii owce.
Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów zmęczenie i jet lag (w Nowej Zelandii wymawia się "dżit lag", do specyficznej odmiany angielskieg w NZ jeszcze wrócę) dają się we znaki. Decydujemy się na bliższą opcję czyli położoną na południe od CHC zatokę Luyytelton ...
... skąd po zrobieniu kilku zdjęć udajemy się do motelu w Ashburton, mimo że zegarek pokazuje dopiero godzinę 14-tą. Z trudem dojeżdżamy do Ashburton, jemy coś na szybko, w hotelu prysznic i walczymy ze snem. Między 17 a 18 ogłaszamy kapitulację...
Dzień 1
Do przejechania jest sporo kilometrów. Po nie najlepiej przespanej nocy i skromnym śniadanku (po 12 NZD/osobę) udajemy się na wschód drogami 79 i 8 w kierunku jeziora Tekapo. Jako że różnica czasu mocno dawała się we znaki w samochodzie siedzieliśmy przed godziną siódmą lokalnego czasu. Poranek nie należał do najpiękniejszych. Typowy na Wyspie Południowej poranny deszczyk.
Około ósmej nieśmiało zaczęło się przebijać słońce
Kilka minut później zza zakrętu wyłoniło się jezioro Tekapo
Na jego brzegu wybudowana została kaplica.
Jest ona popularnym miejscem ślubów zawieranych przez mieszkańców Wyspy Południowej. Ciekawostka. Nie ma w niej ołtarza. Zamiast niego mamy wielkie okno z takim oto widokiem.
Kolejnym punktem programu jest jezioro Pukaki.
Jedziemy najpierw południowym, później wschodnim brzegiem w kierunku Mount Cook Nationa Park
Dalej mamy tylko góry
A to wioska Aoraki Mt Cook
Może ktoś chętny na wycieczkę w kierunku doliny prostytutek (chyba nie da się tego inaczej przetłumaczyć) ...
... żadnej nie spotkaliśmy, może była za wcześnie.
Szczyt góry Cooka niestety schował się za chmurami. 1:0 dla niego. Za kilka dni spróbujemy podejść go z drugiej strony.
Wracamy. W oddali rzeka Tasmana wpadająca do jeziora Pukaki.
Niezła impreza była. Pewnie Polacy ...
Wracamy na drogę numer 8 gdzie za Twizel mijamy elektrownie na jeziorze Ruataniwha.
Pierwszy raz (i nie ostatni) widzimy ten kolor wody. Dalej drogą 83 jedziemy w kierunku wybrzeża.
Mijamy kolejno jeziora Benmore ...
... Aviemore ...
... i Waitaki
Zatrzymujemy się w miejscu znalezienia skamieniałej czaszki przodka delfinów (shark-toothed dolphin from Otekaike). Kości można obejrzeć tylko na zdjęciach za to formy skalne wyglądają ciekawie.
W końcu docieramy do Oamaru, gdzie znajduje się kolonia pingwinów niebieskich. Na drodze dojazdowej można spotkać takie znaki.
Okazało się, że pingwiny wypływają na polowanie o świcie, a wracają po zachodzie (ponoć w pomiędzy 1 a 14 lutego jest to dokładnie 8.15 pm). Późnym popołudniem mogliśmy zobaczyć jedynie samice wysiadujące jaja (zakaz fotografowania) oraz puste domki
Około trzydzieści kilometrów na południe znajduje się wioska Moeraki, gdzie zobaczyć można kamienie w kształcie niemal idealnej kuli o średnicy do 3 metrów.
Kamienie ponoć powstały w procesie podobnym do formowania perły. Wokół ziarnka piasku lub kości miały narosnąć kolejne warstwy tworząc to co widać dzisiaj. Trudno w to uwierzyć...
Kilkanaście kilometrów dalej zatrzymujemy się jeszcze w Shaq Point gdzie miała być kolonia fok.
Point jest, mewa jest, fok nie stwierdzono
Dzień kończymy przed dwudziestą w Dunedin.
Szybko kładziemy się spać. Rano kolejny ciężki dzień.Dzień 2
Znowu startujemy dość wcześnie. Pierwszym punktem programu jest najbardziej stroma ulica świata - Baldwin Street. Jej nachylenie przekracza 38%.
Dalej kierujemy się wzdłuż zatoki Otago do Royal Albatros Centre.
Pełni nadzieji dojeżdzamy ...
... i dowiadujemy się, że teren jest zamknięty. Trzeba wykupić wycieczkę, pierwsza o 12.30. My byliśmy przed 9.00. Na pocieszenie robimy kilka zdjęć wybrzeża.
Czytam z zaciekawieniem (jeszcze z Nowej Zelandii). Przeskocz może od razu do relacji z Wysypy Północnej, to może jeszcze skorzystam ze wskazówek
:) A co do Hooker Valley to zarówno nazwa doliny, rzeki jak i lodowca pochodzą od nazwiska tego jegomościa: http://pl.wikipedia.org/wiki/Joseph_Dalton_Hooker
olir1987 napisał:czekamy na więcej, zapowiada się calkiem przyjemnie, może jakieś wrażenia z punktu podróżowania z dzieckiem?Dziecko zostało z dziadkami (w takim kontekście było słowo ferie). Nasze za małe na taką podróź (6 lat).blasto napisał:Czytam z zaciekawieniem (jeszcze z Nowej Zelandii). Przeskocz może od razu do relacji z Wysypy Północnej, to może jeszcze skorzystam ze wskazówek
:) A co do Hooker Valley to zarówno nazwa doliny, rzeki jak i lodowca pochodzą od nazwiska tego jegomościa: http://pl.wikipedia.org/wiki/Joseph_Dalton_HookerDzięki za podrzucenie Pana Hookera. Nie wpadł bym że ktoś mógłby się tak nazywać.Do wyspy północnej przeskoczę jak skończę południową. Już niedługo.
naimadJest drogo. Nie ma co owijać w bawełnę. Noclegi w hotelach/motelach z łazienką w pokoju (to dla mnie minimum) zaczynają się od 80 dolarów. Obiad w restauracji to 50-70 NZD za dwie osoby, w McDonalds sporo taniej. W marketach ceny 2-3 razy wyższe niż u nas. Auto kosztowało w Avisie około 1000 NZD. Benzyna 2,10-2,30 NZD/litr. 1 NZD to około 2,7 PLNDzięki wszystkim za miłe słowa.
Wydaje mi się że wrzucanie kolejnych postów ze zdjęciami na tą stronę wątku (jest już prawie 300 zdjęć zajmujących 77MB) utrudniło by jego czytanie. Nabijam 5 postów żeby kolejne dni przerzucić na następną stronę. Jeśli stanowiło by to jakiś problem proszę skasować.
@tasma jak w lutym z wodą w oceanie? tylko dla morsów czy da sie wykąpać, zastanawiam sie czy pakować piankę bo wylot w poniedziałek ogólnie jak z pogodą ? jakie temperatury? pozdrawiam
@lovenzZależy gdzie będziesz. Wchodziliśmy do wody w dwóch miejscach. W Abel Tasma NP gdzie trafiliśmy z pogodą. Było bardzo słonecznie, około 25 stopni, a woda około 20. Coś jak Bałtyk w środku lata. Drugie miejsca to Hot Water Beach na płw. Coromandel. Tam temperatura wody była wyższa, do tego wystarczyło sobie wykopać dołek w piasu żeby zaczął wylewać się wrzątek.Hawaje to to nie są, ale nie trzeba być morsem.Temperatury od bliskich zera (po tej górnej stronie) w okolicach Dunedin aż do dwudziestu kilku na wyspie północnej i w Abel Tasman. Acha piździ jak w Rzeszowie .Zdjęć niestety nie znalazłem. Mam tylko RAWy. W weekend zapuszcze jakiegoś automate w PS żeby mi pozmniejszał i wkleje.
Co do fotek to może jakaś prezentację i na yt wrzuć więc nie zginą a są rewelacyjne. My lecimy bezpośredni o do Queenstown i będziemy objeżdżać wyspe a potem przeprawa cieśniną i objazd drugiej. Wylot z Auckland po 3tygodniach.
@mashacra i @lovenzMacie fotki. Od razu mówie, że robiłem tylko resize z jpg'ów wyplutych przez aparat, więc szału nie ma. Poprzednio obróbka zajęła mi 5 dni.Muszę się sprężyć ma mam jeszcze do napisania relację z północnej części wyspy północnej NZ, Tahiti i południowo wschodniej Australii z poprzedniego roku, ale ciągle doskwiera brak czasu.
Tylko 4kkm? Ja w 10 dni zrobiłem 3100 tylko na Wyspie Południowej i nawet nie dałem rady dojechać do Abel Tasman. Szkoda, że tak się spieszyliście i ominęliście sporo ciekawych miejsc widokowych, szczególnie w okolicach Queenstown i Wanaka.
Wyjazd do kraju ptaka Kiwi planowaliśmy od kilku miesięcy. Po dograniu terminów (praca moja i żony a także ferie dziecka) wybór padł na konkretny zakres dat 6-19 lutego.
Z racji niewielkiej ilości czasu chcieliśmy ten czas spędzić jak najintensywniej się da. Plan zakładał pokonanie około 4000km wynajętym samochodem na obu wyspach.
Do nowej Zelandii lecieliśmy trasą: Kraków-Frankfurt-Singapur-Christchurch. Pierwszy segment wykonywała Lufthansa, pozostałe Singapore Airlines.
Powrót to Auckland-Singapur-Monachium-Kraków, również SQ w mariażu z LH. Trasę udało nam się spiąć na jednym bilecie w sensownym wymiarze czasowym (około 30h z Krakowa do NZ).
Dodatkowo zakupiliśmy lot Nelson-Auckland w Air New Zealand, realizowany przez Mt.Cook Airlines - to taki ichniejszy Eurolot ;).
Podróż przebiegła bez żadnych nieprzewidzianych atrakcji. Singapore brzydko maluje samoloty więc nie pokaże zdjęć.
Tyle tytułem wstępu.
Dzień 0
8 lutego lądujemy w Christchurch. To nawiększe miasto na Wyspie Południowej. Mieszka tam prawie 400 tysięcy ludzi (czyli 40% populacji całej wyspy).
Nasz samolot jest na miejscu tuż przed południem lokalnego czasu. Lotnisko jest raczej małe, coś jak Kraków, ale ma fajny klimat. Wszędzie zdjęcia atrakcji turystycznych wyspy południowej. Około godzinę zajmuje przejście Immigration, gdzie po bardzo krótkiej pogawędce o nadciśnieniu tętniczym miły Pan powitał nas na nowozelandzkiej ziemi.
Po odebraniu kluczy do auta, pakujemy bagaże i udajemy się w kierunku Akaroa.
Witają nas wszędobylskie w Nowej Zelandii owce.
Po przejechaniu kilkudziesięciu kilometrów zmęczenie i jet lag (w Nowej Zelandii wymawia się "dżit lag", do specyficznej odmiany angielskieg w NZ jeszcze wrócę) dają się we znaki. Decydujemy się na bliższą opcję czyli położoną na południe od CHC zatokę Luyytelton ...
... skąd po zrobieniu kilku zdjęć udajemy się do motelu w Ashburton, mimo że zegarek pokazuje dopiero godzinę 14-tą. Z trudem dojeżdżamy do Ashburton, jemy coś na szybko, w hotelu prysznic i walczymy ze snem. Między 17 a 18 ogłaszamy kapitulację...
Dzień 1
Do przejechania jest sporo kilometrów. Po nie najlepiej przespanej nocy i skromnym śniadanku (po 12 NZD/osobę) udajemy się na wschód drogami 79 i 8 w kierunku jeziora Tekapo. Jako że różnica czasu mocno dawała się we znaki w samochodzie siedzieliśmy przed godziną siódmą lokalnego czasu. Poranek nie należał do najpiękniejszych. Typowy na Wyspie Południowej poranny deszczyk.
Około ósmej nieśmiało zaczęło się przebijać słońce
Kilka minut później zza zakrętu wyłoniło się jezioro Tekapo
Na jego brzegu wybudowana została kaplica.
Jest ona popularnym miejscem ślubów zawieranych przez mieszkańców Wyspy Południowej.
Ciekawostka. Nie ma w niej ołtarza. Zamiast niego mamy wielkie okno z takim oto widokiem.
Kolejnym punktem programu jest jezioro Pukaki.
Jedziemy najpierw południowym, później wschodnim brzegiem w kierunku Mount Cook Nationa Park
Dalej mamy tylko góry
A to wioska Aoraki Mt Cook
Może ktoś chętny na wycieczkę w kierunku doliny prostytutek (chyba nie da się tego inaczej przetłumaczyć) ...
... żadnej nie spotkaliśmy, może była za wcześnie.
Szczyt góry Cooka niestety schował się za chmurami. 1:0 dla niego. Za kilka dni spróbujemy podejść go z drugiej strony.
Wracamy. W oddali rzeka Tasmana wpadająca do jeziora Pukaki.
Niezła impreza była. Pewnie Polacy ...
Wracamy na drogę numer 8 gdzie za Twizel mijamy elektrownie na jeziorze Ruataniwha.
Pierwszy raz (i nie ostatni) widzimy ten kolor wody. Dalej drogą 83 jedziemy w kierunku wybrzeża.
Mijamy kolejno jeziora Benmore ...
... Aviemore ...
... i Waitaki
Zatrzymujemy się w miejscu znalezienia skamieniałej czaszki przodka delfinów (shark-toothed dolphin from Otekaike). Kości można obejrzeć tylko na zdjęciach za to formy skalne wyglądają ciekawie.
W końcu docieramy do Oamaru, gdzie znajduje się kolonia pingwinów niebieskich. Na drodze dojazdowej można spotkać takie znaki.
Okazało się, że pingwiny wypływają na polowanie o świcie, a wracają po zachodzie (ponoć w pomiędzy 1 a 14 lutego jest to dokładnie 8.15 pm). Późnym popołudniem mogliśmy zobaczyć jedynie samice wysiadujące jaja (zakaz fotografowania) oraz puste domki
Około trzydzieści kilometrów na południe znajduje się wioska Moeraki, gdzie zobaczyć można kamienie w kształcie niemal idealnej kuli o średnicy do 3 metrów.
Kamienie ponoć powstały w procesie podobnym do formowania perły. Wokół ziarnka piasku lub kości miały narosnąć kolejne warstwy tworząc to co widać dzisiaj. Trudno w to uwierzyć...
Kilkanaście kilometrów dalej zatrzymujemy się jeszcze w Shaq Point gdzie miała być kolonia fok.
Point jest, mewa jest, fok nie stwierdzono
Dzień kończymy przed dwudziestą w Dunedin.
Szybko kładziemy się spać. Rano kolejny ciężki dzień.Dzień 2
Znowu startujemy dość wcześnie.
Pierwszym punktem programu jest najbardziej stroma ulica świata - Baldwin Street. Jej nachylenie przekracza 38%.
Dalej kierujemy się wzdłuż zatoki Otago do Royal Albatros Centre.
Pełni nadzieji dojeżdzamy ...
... i dowiadujemy się, że teren jest zamknięty. Trzeba wykupić wycieczkę, pierwsza o 12.30. My byliśmy przed 9.00.
Na pocieszenie robimy kilka zdjęć wybrzeża.
a w drodze powrotnej jeszcze kilka ptaszków